To pytanie, które czasem zadają mi moi klienci, czy inne osoby zaciekawione tym co robię.
Oczywiście, że pomogło, choć nie było i nie jest to panaceum na wszystkie trudności. Często marzymy o tym, że takie istnieje i uwolni nas od całego cierpienia, wyprostuje nasze ścieżki i uczyni życie szczęśliwym.
Co zyskałam dzięki Tre®
Na Tre, zawiodły mnie zaciśnięte pięści. Zwrócił mi na to uwagę mój mąż, że nawet jak jestem w sytuacji relaksacyjnej, np oglądamy film, moje dłonie są zaciśnięte jakbym chciała komuś przywalić. Taki był pierwszy sygnał z ciała jaki zaczęłam obserwować. A że byłam na ścieżce poszukiwań zmiany zawodowej, to trochę pociągnęłam temat. Okazało się, że w Krakowie jest organizowana konferencja poświęcona pracy z ciałem. Pojechałam, posłuchałam o różnych podejściach i kilka dni później byłam zapisana na szkolenie Tre. W tamtym czasie uważałam, że nie mam większych problemów ze sobą. Skończę kurs , zostanę providerką i będę pomagać innym. Miałam wtedy w sobie dużo z ratownika. O jakże naiwne to było myślenie.
Już na pierwszym module szkoleniowym moje ciało wibracjami pomogło mi zajrzeć głębiej. Dotknęłam bardzo bolesnego momentu w moim życiu, uświadamiając sobie jak traumatyczne było to doświadczenie. Wydrżałam je, opłakałam, utuliłam i uwolniłam. Ulga była ogromna.
Kolejne miesiące praktykowania Tre, nie przynosiły takich znaczących momentów, ale powoli zaczynałam więcej czuć życia w sobie i w życiu, a pięści zaczęły się rozluźniać. Coraz wyraźniej czułam w jakim zamrożeniu i wyparciu żyłam przez lata. Skutkiem przywracania pulsacji w ciele było z jednej strony więcej przyjemności na co dzień. Z drugiej zaś moje ciało zaczęło wyłaniać zapomniane trudne wspomnienia. A właściwie bardziej emocje, przeczucia, poszlaki jakiś dawnych zranień. Od momentu rozpoczęcia przygody z Tre do otrzymania certyfikatu minęło ok 1,5 roku. W tym czasie robiłam tre samodzielnie i korzystałam z pomocy innych providerów. Pracowałam z innymi ucząc się towarzyszenia w ich procesach. W 2018 roku otrzymałam upragniony certyfikat. Zaczęli pojawiać się powoli klienci a ja czułam coraz mocniej, że abym mogła być dla nich w pełni obecna i wspierająca wciąż potrzebuję siebie rozwijać. I nie chodzi o kolejne certyfikaty, choć one są ważne, tylko o zanurkowanie głębiej w siebie. To zaprowadziło mnie na psychoterapię bioenergetyczną (Lowena) a po kilku latach do szkoły Core Energetics – nurtu psychoterapii bioenergetycznej integrującej techniki werbalne, ruch fizyczny, głos , oddech oraz duchowość.
Poznanie Tre to był początek powrotu do siebie, dobry, łagodny wstęp dla psychoterapii. Tre mnie ożywiło, zwróciło ku życiu, pomogło w czuciu ciała i w przeżywaniu emocji. Odsłoniło przykryte grubą warstwą lodu życie. Ta podróż nie zawsze była przyjemna, satysfakcjonująca. Była i jest czasem pełna zwątpienia rezygnacji, trudnych chwil, ale nigdy jej nie porzuciłam, nawet jak rozpoczęłam psychoterapię. Tre pomaga mi na codzień regulować napięcie i emocje. Psychoterapia pozwala sięgać głębiej i mocniej, rozmrażać kolejne warstwy, ale nie byłabym na nią gotowa gdyby nie Tre.
Wierzę, że każdy ma swoją drogę. Moja wygląda właśnie tak. Cała ta zmiana nie zadziała się ot tak. To są lata w tej podróży, trwania w zaufaniu, że wszystko dzieje się we właściwym czasie i tempie.
Jest wiele fantastycznych metod, ale one działają tylko wtedy kiedy je praktykujemy.